„Jesteś wystarczający. Zawsze i wszędzie” krzyczy do nas napis na okładce książki „Nigdy do końca” i zagłębiając się w tej z pozoru prostej opowieści o zwyczajnych ludziach, dochodzimy do wniosku, że właśnie tak jest. Edward Underhill przygotował opowieść, po przeczytaniu której pierwsze, co się nasuwa na myśl, to właśnie to, że wszyscy jesteśmy po prostu wystarczający. Szesnastoletni Miles niedawno dokonał coming outu jako transchłopak i stara się na nowo zapanować nad swoim życiem. W noworoczny poranek postanawia sobie dwie rzeczy: odzyska swojego ekschłopaka Shane'a i pokona jednego nieznośnego rywala w największym konkursie pianistycznym na Środkowym Zachodzie. Życie jednak nie zawsze układa się tak, jak byśmy tego chceli. Shane nie akceptuje jego prawdziwej tożsamości, a Miles rozpoczyna lekcje u przerażającej nauczycielki muzyki, która zarzuca mu, że gra, jakby sam nie wiedział, kim naprawdę jest. Na domiar złego w mieście pojawia się Eric, nowy chłopak, który od razu wzbudza