„Let me in” Natalii Fromuth to historia dość nierówna, momentami brakowało jej uroku, który w innych fragmentach aż wylewał się ze stron książki. Mimo początkowych niejasności i elementów wybijających z rytmu czytania, mniej więcej od połowy dostajemy naprawdę ciekawą i wręcz przejmującą historię, której nie chce się odkładać. Layla pracuje w kawiarni swojej mamy i ma swoją ustaloną rutynę, której nic i nikt nie potrafi zburzyć. Wszytko musi być zrobione perfekcyjne i nie ma w jej życiu miejsca na beztroskę czy podążanie nieznaną ścieżką. Jej życie jednak zostaje wywrócone do góry nogami, kiedy w kawiarni przy stoliku dziewiątym pojawia się intrygujący i tajemniczy chłopak. Vincent, jak zaczęła nazywać go dziewczyna, zupełnie odmieni rutynę Layli i zmieni jej postrzeganie świata. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się takiej historii. Sięgałam właściwie po tę książkę bez specjalnych oczekiwań, a naprawdę spodobał mi się pomysł na tę opowieść. Przede wszystkim jest to historia o prze