Jakiś czas temu rozpoczęłam przygodę z serią Chestnut Springs i wtedy bardzo dobrze bawiłam się na pierwszej części, nie mając do niej większych zastrzeżeń. Po pierwszych stronach „Bez serca” muszę jednak stwierdzić, że ten pierwszy tom wypada jednak średnio... Ta książka od razu zdobyła moje serce, całkowicie zaangażowała i rozkochała w bohaterach.
Gburowaty ranczer i tryskająca energią kobieta. Miała być tylko nianią jego syna na okres wakacji, ale szybko rozkochała w sobie nie tylko pięciolatka, ale także jego ojca! Towarzyszymy bohaterom podczas ich codziennych dni na farmie – nie brakuje tego małomiasteczkowego klimatu, humoru, poważnych tematów i wielu urzekających bohaterów.
Już po pierwszych rozdziałach poczułam absolutną miłość do tej historii. Mam poczucie, że jest ona idealnie wyważona – pojawiają się sytuacje, w których trudno wyzbyć się uśmiechu z twarzy, ale też takie, które dotykają tych głębszych, poważniejszych tematów. Dostajemy mnóstwo przekomarzania się głównych bohaterów, ale też sporo takich uroczych, czytających za serce scen. I oczywiście nie brakuje tych rozgrzewających scen, których na szczęście nie pojawia się w nadmiarze. Dostajemy idealną mieszankę, z którą chce się spędzać wieczory i nie chce się rozstawać z bohaterami i ich przygodami.
I chociaż jest to drugi tom, to według mnie z powodzeniem możecie sięgać po nie niezależnie – i chociaż nadal podtrzymuję, że „Bez skazy” to dobra książka, to jednak chętniej polecałabym właśnie „Bez serca”! Ta historia bezapelacyjnie zgarnia ode mnie 5/5 gwiazdek i już teraz mam ochotę przeczytać ją znów.
Angażuje od samego początku, wywołuje wiele różnych emocji, rozpala i przyprawia o ciągły uśmiech na twarzy – czego chcieć więcej? Nie zastanawiajcie się dłużej i koniecznie sięgnijcie po tę książkę!
Książka przeczytana w ramach współpracy z Wydawnictwem EditioRed
Komentarze
Prześlij komentarz