Po tym, jak książka „Nie to miejsce, nie ten czas” znalazła się w mojej topce historii poprzedniego roku, z entuzjazmem podeszłam do opowieści „Sześć snów Laury Szuster”, która także miała się opierać na pętli czasowej, a dokładniej mówiąc, na podróżach w czasie. Pierwszej książki Jacka Kalinowskiego do tej pory jeszcze nie poznałam, niemniej „Miejsca cieniste” odbiły się na rynku wydawniczym dość głośnym echem. Przygotowałam się więc na naprawdę ciekawą historię, po skończonej lekturze jednak pozostaje mi lekki niedosyt.
Laura Szuster budzi się w nieznanym jej pokoju z łańcuchem na kostce, który przywiązany jest do łóżka. Nie wie, jak się tam znalazła, ani kto odpowiada za jej porwanie. Jej dezorientacja się powiększa, kiedy następnego ranka budzi się w zupełnie innym miejscu i, jak szybko odkrywa, w zupełnie innym czasie. Okazuje się, że Laura przeniosła się dwadzieścia jeden lat wstecz i spotyka swoją biologiczną matkę, która za kilka dni ją urodzi. Matkę, która, jak dowiadujemy się w prologu, zginęła krótko po porodzie w pożarze. Czy Laura będzie miała okazję, żeby ją uratować?
Przyznam, że właśnie ten motyw podróży w czasie kupił mnie najbardziej, ale ta historia pozostawia czytelnika ze zbyt wieloma pytaniami. Mam poczucie, że to, co miało być najważniejsze w tej historii, bo w końcu na tym opiera się cała książka, zostało nie do końca dopracowane. Tak na dobrą sprawę nie wiemy, w jaki sposób Laura przemieszcza się między liniami czasowymi, jaki ma to wpływ na jej obecne życie, jak tym zarządza i właściwie, dlaczego akurat ona. Brakuje mi przyczyn tej sytuacji, wyjaśnień, głębszego zanurzenia w tym wątku.
„Sześć snów Laury Szuster” to książka dobrze napisana, całkiem przyjemnie się ją czyta, chociaż momentami akcja zupełnie zwalnia i opisywane wydarzenia wydają się nieco nużące. Zabrakło mi też większych emocji, skupiamy się co prawda w tej historii na przeżyciach bohaterów, ale mam poczucie, że mimo wszystko pozostają oni z boku, stanowią tło do wydarzeń, których są głównymi bohaterami. Niemniej dostajemy opowieść o trójce nieco zagubionych młodych ludziach, którzy nie mają najlepszej opinii w swoim mieście, którzy być może swoim zachowaniem próbują ukryć głębsze rysy, którymi są naznaczeni.
Na pewno trudno domyślić się, kim tak naprawdę jest osoba, która stoi za porwaniem Laury i jakie kierują nią pobudki, więc zachowany jest tutaj element zaskoczenia. Podobała mi się też w tej historii pewna konsekwencja wydarzeń, tego, jak przeszłość wpływa na teraźniejszość i odwrotnie. Z tym że sama końcówka nieco te konsekwencje burzy, co pozostawia czytelnika z kolejnymi pytaniami, na które trudno szukać odpowiedzi.
I chociaż jest to opowieść ciekawa i na pewno nietypowa, to pozostaje mi po niej niedosyt. Podkreślę, że nie uważam tej książki za złej, niemniej mam poczucie, że skoro opiera się opowieść na motywie podróży w czasie, to powinien on być maksymalnie dopracowany, a w „Sześć snów Laury Szuster” mi tego zabrakło. Bo ciekawie jest, kiedy historia zostawia czytelnika z pytaniami „co by było, gdyby” lub z otwartym zakończeniem, które można samemu sobie dopowiedzieć, ale kiedy po lekturze pojawiają się pytania o podstawową część przyczynowo-skutkową, to nie jest już tak przyjemnie.
Nie przekreślam jednak ani tego autora, ani tej historii. Na pewno sięgnę jeszcze po „Miejsca cieniste”, bo mam świadomość, że to dwie zupełnie inne książki i debiut autora dużo bardziej może przypaść mi do gustu. Jeżeli chodzi jednak o „Sześć snów Laury Szuster”, to z czystym sercem tej książki polecić nie mogę, ale też absolutnie nie odradzam – musicie po prostu sami spróbować i stwierdzić, czy tego typu historia jest dla Was!
Książka przeczytana w ramach współpracy z Wydawnictwem Znak Crime
Komentarze
Prześlij komentarz