„Zakochaliśmy się w nadziei” miała być książką, która mnie zupełnie zgniecie swoimi emocjami, która zawładnie moimi uczuciami i nie będę się mogła po niej pozbierać. Dlatego też odczekała swoje w kolejce na właściwy moment, żeby po nią sięgnąć. I niestety po jej przeczytaniu pojawiło się małe rozczarowanie.
Książka opowiada o historii przyjaciół, którzy stali się sobie bliscy w bardzo trudnych sytuacjach życiowych. Każde z nich poznało się w szpitalu i to właśnie w nim toczyło się całe ich życie. Wszyscy zmagają się z jakąś chorobą, ale jak się okazuje, to nie jedyne zmartwienia i problemy, z jakimi muszą się borykać. Ta przyjaźń jednak daję im nadzieję, nadzieję w której sią zakochali, która sprawia, że mimo wszystko mają przed sobą jakiś cel, który chcą osiągnąć. Ale czy każdemu się to uda?
Przyznaję, jest to naprawdę przykra, smutna opowieść. Nie dość, że nasi bohaterowie muszą zmagać się z chorobą, która dosłownie niszczy ich życie, to jeszcze okazuje się, że świat zewnętrzny nie ma dla nich ani krzty litości. Obserwujemy ich codzienne życie, a jednocześnie dowiadujemy się, jak poszczególni bohaterowie się ze sobą poznali, dlaczego się polubili i jak wyglądało ich życie przed tym, jak musieli zamienić je na szpital.
I, w moim odczuciu, jest to przede wszystkim historia o przyjaźni. Takiej bezinteresownej, bezwarunkowej, w której dąży się przede wszystkim do uszczęśliwiania drugiej osoby. Każdy z nich zrobiłby dla drugiego największą głupotę, a jednocześnie nawzajem ratują się w trudnych, kryzysowych momentach, kiedy to wsparcie z zewnątrz jest najbardziej potrzebne, nawet jeśli sami nie chcą tego przyznać na głos. Ich wzajemna przyjaźń może być inspirująca, przynosi dużo ciepła i wlewa w serce wiele miłości.
Sam pomysł na fabułę jest bardzo ciekawy, może nawet niecodzienny. Dla wielu jednak może być ona nieco przytłaczająca, bo to naprawdę smutna historia, kręcąca się właściwie wokół choroby i cierpienia. Ale pojawiają się w niej mimo wszystko promyki słońca!
To, co mnie rozczarowało, a może wydać się nieco dziwne, to fakt, że ta książka nie wywołała we mnie większych emocji. Oczywiście, nadal podtrzymuję, że jest to smutna, przykra historia, zresztą w moim egzemplarzu aż roi się od znaczników z zaznaczonymi cytatami, ale brakowało mi w niej czegoś głębszego. Nie poruszyła mnie, nie zagrała mi na emocjach, nie sprawiła, że wylewałam na niej łzy - sposób w jaki została napisana nie wywoływał takich uczuć, jakie sama historia miała poleciał wywołać.
Stąd moje zmieszanie i lekkie rozczarowanie tą historią. Przygotowałam się na nokaut emocjonalny, a niestety nic takiego nie miało miejsca. Ciekawiła mnie, lubiłam do niej wracać, ale nic poza tym. Niemniej, mogę ja polecić, mimo wszystko była to interesująca opowieść.
Komentarze
Prześlij komentarz