Jakiś czas temu zachwyciłam się piórem Melissy Broder, która w książce „Mleko i głód” z niesamowitą wprawą i wyczuciem, potrafiła opisać najdrobniejsze szczegóły cielesności i obcowania z własnym ciałem. Tym razem powieść Broder zachwyca dodatkową abstrakcją i jeszcze bardziej dosadną opowieścią, w której z łatwością można się zanurzyć.
Lucy po rozstaniu ze swoim wieloletnim partnerem, wyjeżdża do Venice Beach, aby zająć się ukochanym psem siostry podczas jej nieobecności. Początkowo sceptycznie nastawiona kobieta, wsiąka w kalifornijskie życie. Zapisuje się na terapię grupową dla kobiet uzależnionych od związków, która pomóc ma jej w poradzeniu sobie z życiem singielki. Kiedy jednak pewnego wieczoru poznaje nieśmiałego i intrygującego pływaka, zaczyna wierzyć, że czeka ją jeszcze szczęśliwe zakończenie.
Pióro Broder jest dla mnie swego rodzaju odkryciem - jestem zachwycona każdą stroną w jej książkach. Autorka w „Rybach” w przewrotny sposób pokazuje kobietę, która poniekąd przyzwyczaiła się do posiadania przy swoim boku mężczyzny - być może sama nawet nie żywiła do niego większych uczuć, najważniejsze jednak, że miała poczucie „przynależenia” do kogoś, mogła myśleć o sobie, jako partnerce. Kiedy to wszystko się kończy, naturalnie odczuwa stratę, złość i musi mierzyć się także ze swego rodzaju poczuciem bycia zdradzoną. Jednocześnie zaczynamy obserwować kobietę, która postanawia „wyleczyć” się ze związku, a która z biegiem czasu zaczyna dostrzegać szansę na prawdziwe, głębokie uczucie, które może okazać się dla niej swoistym lekiem.
Broder nie boi się z niejakim przekąsem, nieco ironicznie, opowiadać o rzeczach poważnych, o problemach zwykłych ludzi, które mogłyby dopaść każdego z nas. Ale, co warto podkreślić, nie spłyca ich, ponadto mimo swego rodzaju humoru w przekazywanej treści, zmusza czytelnika do refleksji, do zastanowienia się nad problemem, do głębszego spojrzenia na opisywane wydarzenia.
W „Rybach” dostajemy opowieść o miłości z domieszką abstrakcji, ale jest to historia, która pokazuje, że czasem głębokie uczucie jest w stanie przezwyciężyć naprawdę wiele. Wybija się jednak z tej powieści swoisty smutek, powodowany egzystencją i wyborami głównej bohaterki, która ma skłonność do popadania w skrajności, która czasem działa impulsywnie i trudno jest jej spojrzeć na swoje życie z większej perspektywy. To także historia, która w nieco prześmiewczy sposób próbuje zwrócić uwagę na poważne problemy, a czasem być może wykpić różne skłonności ludzi.
Tym razem powieść Broder jest bardziej dosadna, w której ta cielesność, którą autorka lubi opisywać, może się dla wielu czytelników okazać zbyt mocna. Niemniej ten swoisty sposób prowadzenia historii sprawia, że ta książka jest z rodzaju tych pochłaniających, tych nie dających się odłożyć, tych które zasługują na miano specyficznych, ale w jak najlepszym tego słowa znaczeniu.
Mnie Melissa Broder w zupełności kupiła swoimi historiami i już teraz nie mogę się doczekać kolejnej książki spod jej pióra. I Wam polecam uwadze jej opowieści, bo na pewno jest to coś, co warto przeczytać!
Książka przeczytana dzięki współpracy z Wydawnictwem Czarnym
Recenzja dostępna także na portalu Poinformowani.pl
Komentarze
Prześlij komentarz