Sięganie po książki, w których łączone są gatunki, jest dla mnie zawsze zagadką. Są powieści, w których się to udało wręcz idealnie, a czasem wręcz przeciwnie, dlatego zazwyczaj jest to spora niewiadoma. „O północy w Nowym Jorku” skusiło mnie właśnie połączeniem romansu z wątkiem kryminalnym i zapowiedzią dryfowania po popkulturze. I to była całkiem przyjemna podróż!
Lorraine pracuje w paryskiej agencji reklamowej. Jako dziecko straciła ojca, znanego właściciela nowojorskiej galerii, który został zastrzelony na ulicy Manhattanu. Po latach kobieta zaczyna dostawać pogróżki od człowieka, który podaje się za zabójcę jej ojca. Léo jest artystą, który właśnie wychodzi z więzienia po odsiedzeniu kary za handel kopiami wielkich mistrzów. Jeden bogaty kolekcjoner, który został przez niego oszukany, nie odpuści mu tak łatwo. Kiedy ta dwójka zupełnym przypadkiem na siebie wpada, jeszcze nie wiedzą, jak bardzo ich losy są ze sobą splecione.
„O północy w Nowym Jorku” gwarantuje naprawdę ciekawą powieść, łączącą w sobie gorący romans, wiele odniesień do sztuki, ale także zagadkę, mnóstwo tajemnic i czyhające za rogiem niebezpieczeństwo. Już od pierwszych stron czuć niepokój, który wywołany jest esemesami kierowanymi z nieznanego numeru do głównej bohaterki, która ewidentnie jest przez kogoś śledzona. Dodatkowy niepokój wywołuje także pierwsze spotkanie Léo z brutalną rzeczywistością. Wszystko to sprawia, że naprawdę chce się poznawać tę historię i okryć, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi.
Trzeba przyznać, że książka jest napisana w dość niecodzienny sposób. Narracja trzecioosobowa pisana jest z bardzo różnych perspektyw, które mieszają się ze sobą czasem w zupełnie niespodziewanych momentach. Same sceny są też często urywane i szybko przeskakujemy do następnej, co powoduje, w moim odczuciu, lekki chaos. Oczywiście nie powoduje to zagubienia, niemniej mam wrażenie, że ten dynamiczny sposób narracji nieco oddalał od samych uczuć, jakie towarzyszyły bohaterom.
Bo właśnie mnie zabrakło w tej historii nieco więcej emocji. Jasne, dostajemy całkiem gorący romans, w którym mimo wszystko zabrakło mi jakieś iskry. Być może za bardzo nastawiłam się na ten romans, który dla mnie tutaj nie wybrzmiewa tak mocno, jak by mógł, a samo zakończenie dodaje dramatyzmu uczuciom, które nie ujawniły się w tej historii z wielką siłą. Dużo większe skupienie pada tutaj na samą zagadkę i odkrycie tego, kto stoi za pogróżkami, kto czycha na życie Lorraine. I ta zagadka właściwie ciekawi najbardziej.
Ostatecznie bawiłam się na tej historii naprawdę dobrze. Jest to ciekawe połączenie z odniesieniami do sztuki i popkultury. Od „O północy w Nowym Jorku” dostajemy historię pełną bólu, ale też małych radości, opowieść zagadkową, której rozwiązanie może przywrócić wręcz o zawrót głowy. Autor w świetny sposób wykreował bohaterów, także tych drugoplanowych, którzy mimo wszystko odgrywają w tej historii dużą rolę. I chociaż mi zabrakło większej ilości emocji, na pewno jest to książka, którą warto poznać!
Książka przeczytana dzięki współpracy z Wydawnictwem W.A.B.
Recenzja dostępna także na portalu Poinformowani.pl
Komentarze
Prześlij komentarz