W tamtym roku, pisząc recenzję „Schroniska, które przestało istnieć” napisałam, że wróżę Sławkowi Gortychowi naprawdę owocną karierę literacką. I myślę że się nie pomyliłam, a Gortych już wyraźnie zaznaczył swoje miejsce w literackim świecie. I na pewno jeszcze niejednokrotnie nas zachwyci i zaskoczy.
Po przegenialnym debiucie, przyszedł czas na kontynuację górskiej serii i przyznam, że podchodziłam do niej już z dość dużymi oczekiwaniami. Pragnęłam, aby „Schronisko, które przetrwało” dostarczyło mi przynajmniej tyle samo dobrych literackich wrażeń, co pierwszy tom. Nie ma się jednak w tej kwestii czego obawiać, Sławek Gortych nieprzypadkowo zdobył wiele uznania za swoją debiutancką powieść, a jego druga książka tylko to potwierdza. Jego najnowsza powieść to porywająca, trzymająca w napięciu i dokładnie dopracowana historia, od której nie chce się oderwać, aż do ostatniej strony.
Gortych zabiera nas w podróż nie tylko w góry, ale i po historii Karkonoszy. Tym razem bohaterem wszystkich wydarzeń staje się schronisko Odrodzenie, które teraz służy turystom, przemierzającym górskie szlaki, a kiedyś była swego rodzaju domem dla członków Hitlerjugend. Obecnie obiekt przechodzi remont, a zarządzająca nim Justyna Skała, korzystając z chwili wolnego, daje się zaprosić nieznajomemu do teatru. Kiedy tajemniczy adorator nie pojawia się w umówionym miejscu, zrezygnowana kobieta postanawia wrócić do schroniska wcześniej, niż planowała. Na miejscu odkrywa, że dozorca, który miał pilnować budynku zniknął, a po piwnicy grasują włamywacze. Czego szukali? Czy nazistowska przeszłość Odrodzenia ma znaczenie? I jaki to wszystko może mieć związek z Justyną?
Przede wszystkim trzeba oddać autorowi, że wykonał naprawdę bardzo dobry reaserch, jeśli chodzi o historię schroniska, serwując nam wplecione w fabułę liczne prawdziwe sytuacje i przedstawiając nam wydarzenia, którymi niegdyś żyły Karkonosze. W całej historii widać wielką pasję autora do gór, którą stara się zarazić swoich czytelników. Uwielbiam tego typu historie, które tworzone są na podwalinach prawdziwych sytuacji, z których można wyciągnąć wiedzę o wielu ówczesnych wydarzeniach.
Nie można odmówić Sławkowi Gortychowi skrupulatności i dokładności w budowaniu fabuły. Tak, jak przy „Schronisku, które przestało istnieć”, tak i tym razem, autor zadbał o nawet najdrobniejsze szczegóły. Płynnie przeprowadza czytelnika przez wydarzenia, które z każdą kolejną stroną zaczynają się coraz bardziej zazębiać, jeden rozdział tłumaczy wszystkie zawiłości z poprzedniego, nie pozostawiając czytelnika z niewyjaśnionymi sytuacjami.
W tej książce nie ma czasu na nudę - zarówno wydarzenia z przeszłości, jak i te teraźniejsze, wywołują wiele emocji i nie pozwalają na chwilę wytchnienia. Sama akcja co prawda przez większość książki nie ma zawrotnego tempa, prawdziwe szaleństwo zaczyna się już na samym końcu, ale to absolutnie nie oznacza, że podczas czytania będziecie tylko smętnie przewracać kartki. To tego typu historia, która naprawdę wciąga, o której bez przerwy się myśli i mimo że zaczyna się powoli samodzielnie dopasowywać elementy układanki, samo rozwiązanie zagadki i powiązania z historycznymi wydarzeniami zaskakują.
„Schronisko, które przestało istnieć” znalazło się w mojej absolutnej topce poprzedniego roku, „wciskałam” ją każdemu, komu tylko mogłam i polecałam przy każdej możliwej okazji. To było świetne rozpoczęcie serii, a „Schronisko, które przetrwało” niezaprzeczalnie dorównuje poziomem swojej poprzedniczce. Trudno mi nawet stwierdzić, która z nich podobała mi się bardziej - to naprawdę wysoki poziom i ogromnie nie mogę doczekać się trzeciego tomu, jestem ciekawa co tym razem przygotuje dla nas Sławek Gortych.
Polecam Wam tę książkę z całego serca! Z powodzeniem możecie czytać ją bez znajomości pierwszego tomu, ale koniecznie sięgnijcie także i po nią, jeśli jeszcze jej nie poznaliście. Naprawdę nie pożałujecie, gwarantuję!
Książka przeczytana dzięki współpracy z Wydawnictwem Dolnośląskim
Recenzja dostępna także na portalu Poinformowani.pl
Komentarze
Prześlij komentarz