Paulina Świst za każdym razem dostarcza czytelnikowi opowieści pełnej wrażeń i namiętności. I tym razem nie pozostawia miejsca na narzekanie. Charakterni bohaterzy, cięty język, dobry humor, a do tego trochę namiętności i sporo akcji - czego oczekiwać więcej?
Tak naprawdę już od pierwszych stron autorka serwuje czytelnikom rozbrajającą scenę, kiedy główna bohaterka ląduje na SORze. Opisywane wydarzenia przyprawiają o kilka wybuchów śmiechu, jednak autorka od razu wprowadza także aurę tajemnicy i niedomówień, dzięki czemu trudno oderwać się od historii, nie poznając wcześniej wszystkich powiązań między bohaterami. Tym razem poznajemy Oliwię, która, po niefortunnym pojawieniu się na oddziale ratunkowym, spotyka pracującego tam Przemka, jej zmorę z przeszłości. Chociaż mężczyzna nadal robi na niej spore wrażenie, kobieta nie może zapomnieć tego, jak kiedyś Przemek ją potraktował, stara się więc jak najszybciej uciec ze szpitala. Nie spodziewa się jednak, że nie było to przypadkowe spotkanie, a mężczyzna zagości w jej życiu na dłużej.
Uwielbiam w książkach Świst to, że zapewniają naprawdę dobrą rozrywkę, a każda jej historia wciąga do tego stopnia, że przynajmniej na jeden wieczór można przenieść się do zupełnie innego świata. Autorka z powodzeniem kreuje charakterne postacie, nie szczędząc im ciętego języka i poczucia humoru, a niektóre porównania, jakie padają z ust Oliwii czy Przemka, dosłownie rozkładają na łopatki. Przyjemnie było wrócić do tego adwokackiego świata i nieco przykro, że to już koniec tej serii. Niemniej Paulina Świst pewnie jeszcze nie raz dostarczy nam podobnej, świetnej rozrywki.
„Fu#k up”, ze względu na to, że jest książką kończącą serię, jest opowieścią wielowątkową i pojawia się w niej naprawdę sporo różnych postaci, które ostatecznie mają ze sobą wiele wspólnego. Autorka w tej jednej książce wyjaśnia wszystkie powiązania i rozwiązuje kilka spraw, przez co trzeba poświęcić nieco więcej uwagi, aby każdy element wpadł na odpowiednie miejsce. W kilku rozdziałach Świst spina klamrą wydarzenia z wszystkich tomów „Fightera”.
Jest to także historia, w której mam wrażenie sama akcja i pęd schodzą trochę na drugi plan. Tutaj pierwsze skrzypce gra wątek obyczajowy, relacje między bohaterami, nadszarpnięte zaufanie i dbanie o przyjaźń. Nawet samych scen erotycznych, jak na Świst, jest tutaj mało. I absolutnie nie traktuję tego jako minus, jest to jednak nieco inna, powolniejsza i bardziej obyczajowa książka autorki. Sama akcja zaczyna pędzić tak naprawdę pod koniec, co nie oznacza, że na pozostałych stronach książki można się nudzić. U Pauliny Świst nie ma miejsca na nudę.
I standardowo już, naprawdę zachęcam Was do sięgnięcia po książki tej autorki! „Fu#k up” polecam czytać w serii, a więc zacząć od „Fightera” i „Anyway” - owszem, możecie sięgnąć po nie samodzielnie, ale bohaterowie we wszystkich tych książkach się przeplatają i lepiej poznać ich powiązania już od pierwszego tomu. Ja bawiłam się świetnie na tej historii i mam nadzieję, że i dla Was okaże się ona dobrą rozrywką.
Książka przeczytana dzięki współpracy z Wydawnictwem Akurat
Recenzja dostępna także na portalu Poinformowani.pl
Komentarze
Prześlij komentarz