Poznajemy losy dwójki bohaterów, którzy spotykają się po raz pierwszy w klubie. Marcelina, za namową siostry, próbuje na imprezie zapomnieć o przykrych wydarzeniach z przeszłości i stara się otworzyć na nowe znajomości. Kobieta od razu wpada w oko Frankowi, który wręcz jest nią oczarowany. Kiedy w dość brutalny sposób Marcelina odrzuca zaloty jakiegoś przypadkowego mężczyzny, Franek postanawia nie podrywać kobiety w zbyt nachalny sposób. Niefortunnie dobrane słowa wpędzają mężczyznę w dość niezręczną sytuację, przez co relacja z kobietą, która naprawdę mu się spodobała, zaczyna rozwijać się na kłamstwie. Czy to niezamierzone kłamstwo zaprowadzi ich relację w dobrym kierunku? Czy dwie osoby z trudną przeszłością mogą stworzyć zdrowy związek?
Odnoszę wrażenie, że była to bardzo nierówna historia. Z jednej strony zaczęła rozwijać się nawet przyjemna opowieść przypadkowego spotkania, okraszona mimo wszystko tajemnicami i co najważniejsze, demonami przeszłości. Ten wątek niewiedzy, noszenia niewyjaśnionego jeszcze czytelnikowi bagażu, wypada tutaj naprawdę ciekawie. Jednak momentami nie obeszło się bez przewracania oczami, szczególnie cała wrażenie tej książki psuł mi główny bohater, którego absolutnie nie mogę nazwać moim ulubionym.
Od samego początku dostajemy swoistą aurę tajemniczości, która roztacza się nad dwójką głównych bohaterów. Dowiadujemy się, że każdy z nich posiada niekoniecznie przyjemną przeszłość, a impreza, na której się poznają, ma być dla nich swego rodzaju odskocznią i, szczególnie dla Marceliny, próbą ponownego „odżycia”. Wszystkie szczegóły życia głównej bohaterki poznajemy tak naprawdę na samym końcu, wcześniej dostając jedynie niejasne przebłyski tego, jak ono mogło wyglądać. I uważam, że to zdecydowanie najmocniejsza strona tej książki. Sama końcówka jest naprawdę ciekawa, nieco mroczna, podnosząca zainteresowanie i skłaniająca do jeszcze wielu pytań. Do gustu przypadły mi także barwne opisy natury, których autorka nam nie szczędzi, a także te nieco bardziej „głębokie” rozmowy, pomiędzy naszymi bohaterami. Podobała mi się też ich podróż do Francji, która szczególnie podtrzymuje ciekawy klimat.
Ale, no właśnie, zauważalna jest tutaj ta nierówność, o której wspominałam wcześniej. Chodzi mi przede wszystkim o zachowanie głównego bohatera, który miejscami przybierał twarz osoby, w moim odczuciu, niezrównoważonej. Bo ja rozumiem, że można się zakochać „po uczy”, że można wręcz „stracić dla kogoś głowę”, ale śledzenie, wystawanie pod czyimś domem i, o zgrozo, włamanie się do niego, leży poza moim rozumowaniem zakochania się na zabój. Już od samego początku główny bohater daje się poznać jako osoba, która w bardzo przedmiotowy sposób postrzega kobiety i w jego wypowiedziach i myślach dostrzec można mnóstwo stereotypów. Ponadto, jego zazdrość wykraczała nawet poza chorobliwą - szczególnie, że ani nie miał ku niej powodów, ani, przynajmniej na początku, nie miał właściwie do niej prawa. No i wisienka na torcie, w momencie wyjaśnienia i „odkupienia” swoich poprzednich kłamstw, od razu karmi kobietę, którą podobno kocha bez opamiętania, kolejnym poważnym kłamstwem. Cała ta postać jest dla mnie naprawdę niezrozumiała.
Bardzo też nie spodobało mi się używane określenie „ciota” i różnych pochodnych tego słowa w odniesieniu do homoseksualistów, które wypowiadane były nawet w zupełnie nieuzasadnionych momentach. Chodzi mi o to, że na przykład kiedy mamy sytuację, że ktoś próbuję obrazić drugą osobę, ale mamy bezpośrednią reakcję na takie zachowanie, jestem w stanie przyjąć to określenie. Tutaj ono pojawia się w różnych, czasem zupełnie niepotrzebnych sytuacjach i to pada z ust kilku bohaterów. Myślę że spokojnie można było tego uniknąć.
Zabrakło mi też trochę rozwinięcia wątku prywatnego życia Franka, jego pracy i przeszłości. Ze względu jednak na słowa: „ciąg dalszy nastąpi...” na ostatniej stronie wierzę, że być może w kolejnych odsłonach ich losów pojawi się nieco więcej informacji na temat tego mężczyzny. W „Jesteśmy inni” historia skupia się w największym stopniu na Marcelinie i jej przeszłości. Być może, znając więcej faktów z życia Franka, byłabym nieco mniej surowa w ocenie jego postaci.
Przyznam, że przeczytana historia nieco mija się z moimi oczekiwaniami, co do niej. Nie jest to zła książka, szczególnie sama końcówka szalenie interesuje i czytelnik ma ochotę mimo wszystko sięgnąć po więcej. Niemniej, osoba Franka, naprawdę momentami przyprawiała mnie o zażenowanie i przewracanie oczami. Przez co naprawdę psuje mi odbiór całej powieści. Jest to jednak debiut Małgorzaty Koch, więc wierzę, że przy kolejnych próbach może okazać się, że naprawdę polubię się z innymi bohaterami.
To tego typu książka, której ani nie będę szczególnie polecać, ani nie będę jej też odradzać. Musicie sprawdzić sami! Być może Franek przypadnie Wam do gustu i przymkniecie oko na jego niektóre zachowania.
Książka przeczytana dzięki współpracy z Wydawnictwem Prószyński i S-ka
Recenzja dostępna także na portalu Poinformowani.pl
Komentarze
Prześlij komentarz