Uwielbiam sięgać po młodzieżówki, które swoją prostotą, chwytają za serce i nie dają się odłożyć na półkę. Jeżeli natomiast do tej lekkości i słodkości dodamy ważne tematy, jestem totalnie kupiona i mogłabym tego typu książkę czytać w nieskończoność. I właśnie tak było z „Autoboyography”.
Tanner Scott miał prawdziwego pecha - trzy lata temu jego rodzina przeprowadziła się z Kalifornii do małego miasteczka Provo. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że jest to miasteczko zamieszkiwane w głównej mierze przez mormonów, a Tanner jest biseksualnym nastolatkiem, który w tak konserwatywnej społeczności musi nauczyć się ukrywać swoje prawdziwe „ja”. Najgorsze jednak jest to, że Tanner zakochuje się w... synu biskupa, który jest jego mentorem na zajęciach. Czy można trafić gorzej?
To była naprawdę przyjemna podróż - ta historia zupełnie wciąga i przejmuje władzę nad emocjami czytelnika. Trudno było mi się oderwać od tej książki, a jednocześnie nie chciałam przeczytać jej w jeden wieczór, pozbawiając się przyjemności dłuższego odkrywania historii Tannera i Sebastiana. Tak naprawdę jest to urocza, ale nie przesadnie słodka opowieść o miłości i to takiej od pierwszego wejrzenia. Czytelnik obserwuje rodzące się uczucie pomiędzy tą dwójką, jednak pod powierzchowną historią miłosną, kryje się także wiele ważnych tematów, trudnych emocji i wielu przeciwności, które stają na drodze tej dwójki.
Przede wszystkim szeroko jest tutaj przedstawiony temat wiary tak silnie zakorzenionej w życiu człowieka, że ten postępuje wyłącznie w zgodzie z wszelkimi jej prawdami. Najważniejszym wątkiem w tym kontekście jest stosunek Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich do społeczności LGBTQ+, który uznaje bycie queer za chorobę i zaleca kontrowersyjną terapię. To właśnie dlatego tak trudno w tej społeczności żyje się Tannerowi, który wraz z rodzicami postanawia zatrzymać tę prawdę o sobie w tajemnicy, aby nie narażać się na wykluczenie, potępienie i różnego rodzaju przykrości, które mogłyby go spotkać ze strony mormonów.
Oczywiście, biorąc pod uwagę bohaterów, jest to także opowieść o tożsamości, poszukiwaniu i odkrywaniu siebie, godzeniu się ze swoją orientacją i przyjmowaniu konsekwencji z tym związanych. Tanner jest bohaterem, który odkrył prawdziwego siebie już dawno, musi jednak zmagać się z ukrywaniem tak ważnej kwestii nawet przed najbliższymi przyjaciółmi. Prawdziwym promykiem są tutaj jednak jego rodzice, a nawet siostra. Cała rodzina wspiera chłopaka (jego mama jest tutaj prawdziwym aniołem!), nawet w momencie kiedy chcieliby go ochronić przed związkiem z synem biskupa, nie próbują walczyć z jego uczuciami. Dużo gorzej sprawa się ma w przypadku Sebastiana, który ze względu na swoją wiarę i zakorzenione od dziecka wartości Kościoła, nie pozwalają mu przyznać nawet przed samym sobą, że jest gejem. Mimo że relacja między tą dwójką rozwija się w szalonym tempie, muszą całkowicie ukrywać swoje emocje przed innymi.
Dla wielu osób, które poszukują własnej tożsamości, które zmagają się z brakiem akceptacji czy próbą wyoutowania się, ta książka może okazać się swego rodzaju wsparciem i takim promykiem nadziei na wewnętrzny spokój. W końcu Sebastian wygrywa walkę z sobą, akceptuje siebie takiego, jakim jest i jednocześnie stawia na szali swoje miejsce w rodzinie. Myślę że będzie to też dobra pozycja pokazująca, że miłość jest po prostu miłością, i każdy ma do tej takie same prawo.
No i sama historia tej dwójki była dla mnie naprawdę urocza, kibicowałam ich miłości i odczuwałam niemalże wszystkie emocje, które niejednokrotnie nimi targały. Mimo młodego wieku, ich zachowanie nie było szczególnie dziecinne, a niejednokrotnie zadziwiało mnie ich dorosłe spojrzenie na świat i własne problemy. Uważam że autorki (bo pod pseudonimem Christina Lauren kryją się dwie przyjaciółki, Christina Hobbs i Lauren Billings) poradziły sobie z tym zadaniem świetnie, tworząc uroczą historię i oplatając ją tak wieloma ważnymi kwestiami, które tak wiele dodają tej książce.
Teoretycznie jest to literatura dedykowana młodzieży, ale śmiało, niezależnie od wieku, sięgnijcie po tę historię! Nie zawiedziecie się, a i może okaże się to dobra lektura do poszerzania swoich horyzontów. Nie jestem przekonana czy tymi wszystkim słowami oddałam to, jak bardzo uważam tę historię za piękną i potrzebną, ale mam nadzieję, że dacie się skusić i na własnej skórze przekonacie się o jej cudowności.
Książka przeczytana dzięki współpracy z Wydawnictwem Prószyński i S-ka
Recenzja dostępna także na portalu Poinformowani.pl
Komentarze
Prześlij komentarz