Reinholda Messnera poprzez książki poznałam przy okazji czytania „O życiu” i muszę przyznać, że jego styl pisania nie do końca do mnie przemówił. Trochę męczyłam się wtedy z tą książką, mimo że znajdują się w niej same ciekawe rzeczy, trudno mi się ją czytało. Niemniej, Messner jest szalenie interesującym człowiekiem i nie mogłam sobie odmówić kolejnej książki spod jego pióra.
Tym razem Messner zabiera czytelników w niejaką podróż do początków himalaizmu, odkrywa myśli jednych z pierwszych wspinaczy poprzez ich list i zapiski z dzienników. Później książka skupia się już na samym Messnerze, jego wędrówkach i przemyśleniach.
Muszę przyznać, że tę książkę czytało się naprawdę z przyjemnością. Dzięki zapiskom i listom himalaistów, można poznać ich nieco lepiej, niż w typowych książkach górskich, które są swoistym sprawozdaniem z jakiejś wyprawy czy opisem całego życia konkretnej osoby. Tutaj, jak na listy przystało, zdarzają się osobiste przemyślenia, dzięki czemu łatwiej „wejść” w umysł takiej osoby, lepiej poznać jej myśli, sposób działania. To rzuca czasem zupełnie inne światło na czyjeś zachowanie. Jasne, zdarzają się również zapiski zwięzłe, konkretne, w formie sprawozdania z działań w górach, ale i to pozostawia swoisty urok.
Nie ma co ukrywać, że Messner jest wielką postacią, dlatego też z przyjemnością poznaje się jego punkt widzenia, jego filozofię i niektóre emocje, które towarzyszyły mu podczas osiągania szczytów. Ma on swój konkretny, można powiedzieć trochę konserwatywny, pogląd na wspinaczkę i relację z górami, który nie każdemu może się spodobać. Mnie nieco przytłoczyło i nużyło ciągłe narzekanie Messnera w końcówce na to, jak obecnie wygląda ruch turystyczny na Evereście. Jasne, jestem w stanie zrozumieć to, że dla takich wspinaczy, jakim jest Messner lub chociażby „nasz” Wielicki, to co się dzieje na najwyższej górze jest nie do pomyślenia, być może nawet oburzające i niezrozumiałe. Sama trochę nie rozumiem jak to się stało, że wystarczy jedynie wyłożyć porządną sumę pieniędzy, a ktoś dosłownie wciągnie Cię na szczyt Everestu, niemniej Messner poświęca naprawdę dużo miejsca w tej książce na to, aby wyrazić swoje niezadowolenie tym faktem.
Już w „O życiu” zauważyłam, że Messner ma swego rodzaju tendencję do krytykowania, i to w dość dużej ilości, czegoś, co nie jest zgodne z jego poglądem czy filozofią wspinania. I oczywiście, ma do tego pełne prawo, jednak tak duża doza narzekania była dla mnie w tych książkach nużąca i czekałam tylko, aż nieco zmieni się temat rozważań. Dla mnie w tej książce jest to minus, który zawarzył na ogólnej ocenie, niemniej sądzę, że nie dla wszystkich okaże się to kłopotliwe czy nudzące.
Mimo tego małego zgrzytu, uważam że jest to książka warta poznania. Mam jednak wątpliwość czy ta pozycja spodoba się komuś, kto dopiero zaczyna sięgać po górską literaturę - myślę, że warto do niej wrócić w momencie poznania wcześniejszych książek, kiedy mniej więcej w głowie mamy stworzony obraz różnych wypraw. „Wędruję, by żyć” zawiera jedynie fragmenty, nie przedstawia całych miesięcy podróży, dlatego może to się okazać problematyczne. Na pewno jednak warto zwrócić na tę książkę uwagę i poznać nieco lepiej wielkich wspinaczy.
Książka przeczytana w ramach współpracy z Wydawnictwem Bezdroża
Recenzja dostępna także na portalu Poinformowani.pl
Komentarze
Prześlij komentarz