Przejdź do głównej zawartości

Sanatorium - Sarah Pearse


Kiedy zobaczyłam „Sanatorium” Sarah Pearse w zapowiedziach, zaciekawił mnie sam opis fabuły, a klimatyczna okładka tylko podbiła chęć przeczytania tej pozycji. Historia zawarta w książce porwała mnie bez reszty, dlatego mam nadzieję, że tą recenzją przekonam Was, abyście także sięgnęli po ten tytuł.

To miał być przyjemny wyjazd do hotelu położonego w górach. Śnieżne szczyty, ekskluzywny budynek i spokój panujący dookoła. Elin wraz ze swoim partnerem Willem mieli dobrze się bawić, świętując przy okazji zaręczyny brata Elin, Isaaca. Hotel byłby wspaniałym miejscem na odpoczynek, gdyby nie dziwna aura, która go otacza. Wszyscy mówią o „czymś” bijącym od tego budynku, co „tak jakoś wpływa na człowieka”. Być może uczucie niepokoju wiąże się z historią tego miejsca, jednak od samego początku Elin nie czuje się komfortowo w tych surowych murach. Sytuacji nie poprawiają napięte stosunki z bratem oraz nieprzepracowana przeszłość, która stale nie daje kobiecie odetchnąć. 

Duszna, niemalże klaustrofobiczna atmosfera towarzyszy tej historii od samego początku. Pewnego rodzaju niepokój rodzi się w czytelniku już od pierwszych stron, a kolejne wydarzenia nie pozwalają odetchnąć. Budowanie napięcia, wplatając w to elementy coraz mocniej mrożące krew w żyłach, wychodzi autorce z mistrzowską skutecznością. Kiedy czyta się tę historię, nietrudno wyobrazić sobie budynek pośrodku niczego, z widokiem na postrzępione i przyozdobione śniegiem szczyty gór. Mogłoby się wydawać, że autorka przedstawia nam sielski obrazek, w końcu kto nie chciałby odpocząć w nowoczesnym spa, popijając drinki i podziwiając surowe obrazki przyrody. Autorka jednak skutecznie w czytelniku zaszczepia nutkę niepokoju, która uwiera niczym niewidzialny paproch, który zagnieździł się w oku. Dzięki temu od samego początku tworzy się w tej historii klimat, który chcę się chłonąć, jednocześnie czując niepewność i podekscytowanie.

W dużej mierze autorka skupia się w „Sanatorium” na historii głównej bohaterki, która w gruncie rzeczy jest równie przerażająca i niepewna, jak  wydarzenia towarzyszące pobytowi w Le Sommet. Tutaj również Pearse zastosowała taktykę wprowadzenia lekkiego napięcia już od samego początku, przez co czytelnik uważniej przygląda się tej postaci. Łatwo zdać sobie sprawę, że bohaterka zmaga się z jakąś traumą z przeszłości, o czym zresztą szybko dowiadujemy się więcej. Jawi się tutaj obraz niepewnej, zdezorientowanej kobiety, która próbuje poradzić sobie ze stratą oraz z niewyjaśnionymi i niepełnymi migawkami z przeszłości, które gnieżdżą się w niej, ale nie przynoszą ani odpowiedzi, ani ukojenia. Przeciwnie, zatruwają jej życie sprawiając, że zatraca siebie i staje się zamkniętą w sobie, zafiksowaną na odkryciu prawdy osobą, która nie baczy na uczucia innych. Postać Elin może budzić zarówno podziw, jak i współczucie.

Tytułowe Sanatorium stanowi tutaj podstawowy element grozy, który nietrudno sobie wyobrazić i jednocześnie odczuć emocje, jaki towarzyszyć mogą pobytowi w takim miejscu. Zanim bowiem powstało Le Sommet, w budynku w górach mieścił się szpital dla gruźlików. W głównej mierze właśnie to sprawia, że miejsce budzi zaciekawienie, ale przede wszytkim nerwowość. Surowość wnętrz na pewno nie pomaga oswoić historii budynku, a kiedy z czasem Elin czuje się przez kogoś obserwowana, a narzeczona Isaaca, Laure, znika bez śladu, wydawać się może, że budzą się demony z przeszłości. 

Z jednej strony sama akcja nie pędzi tutaj na złamanie karku, z drugiej jednak ciągle wydarzają się jakieś dziwne rzeczy, które trudno wytłumaczyć, a autorka stopniowo wprowadza kolejne wątki, które sprawiają, że trudno oderwać się od tej historii. Tak, jak budynek oddziałuje na bohaterów, powodując niewytłumaczalny dyskomfort, tak samo „Sanatorium” pochłania czytelnika, nie pozwalając na oddech i porzucenie książki. Kiedy schodzi lawina, która uniemożliwia ewakuacje wszystkich gości z hotelu, Elin, Will i Isaac, wraz z kilkoma innymi gośćmi oraz obsługą, zostają uwięzieni w gmachu budynku, tak samo czytelnik zostaje więźniem tej książki. Nie jest to jednak dla czytelnika przykra sytuacja, wręcz przeciwnie. 

Załamanie pogody sprawia, że z surowych murów Le Sommet, zostają odcięte wszelkie drogi ucieczki. Nikt też w żaden sposób nie jest w stanie dostać się do hotelu. Tymczasem jeden z pracowników, robiąc obchód po hotelu, sprawdzając czy wszyscy pozostali w budynku goście przenieśli się na najniższe piętro, odkrywa ciało kobiety w basenie. Bohaterowie zostają zamknięci w hotelu, bez nadziei na szybką poprawę warunków pogodowych, bez jakiejkolwiek możliwości pomocy z zewnątrz, a morderca jest wśród nich. Czy niechęć Elin do tego miejsca mogła okazać się przeczuciem, swego rodzaju ostrzeżeniem przed pobytem w hotelu? No i kto spośród uwięzionych osób w budynku jest tym bezwzględnym, bezdusznym mordercą? Grono podejrzanych, posiadających motyw, z każdą chwilą się pomniejsza, jednak do ostatnich stron nie jest pewne czy wcześniejsze przypuszczenia są prawdziwe. Mnie, przyznam szczerze, rozwiązanie tej sprawy nieco zaskoczyło - od osoby antagonisty, po same motywy. Tak naprawdę podczas czytania typowałam już niemalże wszystkich, ale o tej konkretnej osobie nie pomyślałam. No i po raz kolejny historia pokazuje, jak bardzo na dorosłe życie oddziałuje krzywda wyrządzona w dzieciństwie.

Nigdy jakoś szczególnie nie skupiam się na tym, która z kolei jest to książka konkretnego autora. Tutaj jednak, kiedy skończyłam czytać, z ciekawości zerknęłam także do notki biograficznej, dowiadując się przy okazji, że „Sanatorium” jest debiutem Sarah Pearse. I szczerze każdemu początkującemu pisarzowi życzę, aby spod jego klawiatury wychodziły właśnie takie debiuty! W tej historii bardzo trudno znaleźć element, do którego można byłoby się szczególnie doczepić - a nawet jeżeli takowy jest, nie ma on właściwie żadnego znaczenia. Tak jak pisałam, ta książka pochłania i nie daje wytchnienia do ostatniej strony, trudno tutaj doszukiwać się jakichś drobnych minusów. 

Od „Sanatorium” dostajemy dużo mroku, niepokoju i duszności. Dostajemy też trudne relacje rodzinne, niewyjaśnione sytuacje, mnóstwo pretensji i brak przepracowania traumatycznych wydarzeń. Bagatelizowanie problemów i uciekanie od nich. Ta książka jest pełna akcji, ale także pełna napięć, które kiedyś muszą w końcu znaleźć ujście. Mam nadzieję, że ta książka będzie poczytna i zdobędzie jeszcze większy rozgłos, bo naprawdę warto zatracić się w tej historii. 


Książka przeczytana w ramach współpracy z Wydawnictwem Prószyński i S-ka

Recenzja dostępna także na portalu Poinformowani.pl

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Saga o ludziach ziemi. Wieczorne gody – Anna Fryczkowska

Jestem absolutną fanką Sagi o ludziach ziemi. Anna Fryczkowska stworzyła niesamowicie angażującą i emocjonalną serię, którą wspaniale się czyta! Odkrywanie wszystkich codziennych bolączek i małych radości wszystkich bohaterów jest naprawdę świetną przygodą i prawdziwie mi przykro, że „Wieczorne gody” zamykają tę serię. Jednocześnie, jest to – chociaż po drugim tomie bym nie przypuszczała – historia, która podobała mi się najbardziej z całej sagi. Świat pędzi do przodu, a wraz z nim pojawiają się drobne, ale jednak znaczące zmiany w mało wsi. I chociaż obyczaj, dopasowanie do społeczności, w której się żyje i postępowanie zgodnie z przekazywaną wiedzą z pokolenia na pokolenie nadal są bardzo ważne, pojawiają się postacie występujące przed szereg. Historia Marianny Betowej, kobiety, która lubiła postawić na swoim, niesamowicie przypadła mi do gustu. I chociaż we wszystkich tomach tej sagi pojawiają się silne, przodujące kobiety, tak to właśnie Marianna zrobiła na mnie największe wrażenie

Niewiedza, Tożsamość, Nieśmiertelność, Spotkanie - Milan Kundera

Do tej pory nie miałam okazji spotkać się z literaturą Milana Kundery. Na szczęście z pomocą przyszło Wydawnictwo W.A.B., które wypuściło nowe wydania jego książek. Dzięki temu miałam okazję poznać cztery z jego powieści, nieco różne, ale dające pole rozważań. Niewiedza W tej książce znajdujemy historię Ireny i Josefa, którzy po wielu latach emigracji postanawiają wrócić do swojej ojczyzny. Szybko jednak okazuje się, że dwadzieścia lat to szmat czasu, a zmiany, które dokonały się zarówno w naszych bohaterach, jak i ich przyjaciołach, rodzinie i samej ojczyźnie, mogą okazać się zupełnie nie do przeskoczenia. „Niewiedza” to opowieść, w której losy tej dwójki splatają się i chociaż wydaje się, że łączy ich jedynie fakt przebywania poza krajem, to jednak okazuje się, że mają ze sobą wiele wspólnego. Autor przeplata ich historie, w ciekawy sposób łączy ich życia ze sobą, a jednocześnie pokazuje, jak jedna decyzja może odmienić wszystko to, co do tej pory wydawało nam się bliskie i znajome.

Nieznośna lekkość bytu - Milan Kundera

„Nieznośna lekkość bytu” to zdecydowanie najpopularniejsza książka czeskiego pisarza, która w moich planach czytelniczych widniała już od bardzo długiego czasu. Korzystając ze wznowienia w nowym wydaniu tej powieści, mogłam w końcu sięgnąć po tę historię i poznać przyczyny jej popularności. Milan Kundera w charakterystyczny dla siebie sposób rozprawia się z ludzkimi słabościami, rozwodzi się nad przypadkowością naszego życia, a robi to w naprawdę ciekawy pisarsko sposób. W tej opowieści kręcimy się wokół życia Teresy i Tomasza, a zahaczamy także o życie kilku innych postaci. Nie brakuje w tej historii typowych dla Kundery wtrąceń i rozważań, które dopełniają całości. Sposób, w jaki Kundera przeplata życia bohaterów, znajdując w nich miejsca dla własnych, filozoficznych rozważań, jest naprawdę niesamowity. Z pozoru chaotyczne rozdziały zaczynają tworzyć większą całość, w której nietrudno doszukać się głębi i dopiero w momencie przewrócenia ostatniej strony dostajemy pełen obraz, który m