Sibylle i Tony spotykają się właściwie przypadkiem, ale dawna, niewyjaśniona sprawa połączyła ich w charyzmatyczny duet. Zaczynają prowadzić prywatne śledztwo, próbując dowiedzieć się co tak naprawdę stało się z mamą Sibylle, Eriką, wiele lat temu. Szybko okazuje się, że ich zabawa w detektywów poruszyła delikatną strunę i ktoś w miasteczku za wszelką cenę próbuje wybić im z głów pomysł dotarcia do prawdy.
Sib i Tony'ego w gruncie rzeczy bardzo wiele łączy. Z pozoru oboje wydają się spokojnymi, prowadzącymi zwyczajne życie ludźmi, ale przy bliższym poznaniu można dostrzec, jak bardzo przy tym są poranieni. Doświadczeni przez życie, wyrobili sobie naprawdę niezłą skorupę, dzięki czemu w zagrażających życiu sytuacjach (a znaleźli się w takich kilkukrotnie), potrafią zachować zimną krew i zadbać o to, aby nikt nie zrobił im krzywdy. Od początku można się spodziewać, że ta dwójka wiele w życiu przeszła, nie ma w tej historii jednak miejsca na długie, otwierające rozmowy i rozwodzenie się nad emocjami, jednak owo poranienie wyraźnie klaruje się w kilkudziesięciu ostatnich stronach, co niesamowicie dopełnia całą historię.
Podczas czytania „Wędrowca” niemalże przez cały czas czytelnikowi towarzyszy swoiste uczucie niepokoju, niewyjaśniony dreszcz, który nie chce odpuścić aż do ostatniej strony. Co prawda sama akcja nie pędzie tutaj na złamanie karku, jednak nie można też powiedzieć, że nic się w tej historii nie dzieje. Dzieje się i to bardzo dużo, a każdy kolejny mały trop zachęca czytelnika do prób scalenia tej zawiłej układanki w jedną całość. Nic w tej książce nie jest jednak oczywiste, a jeśli wydaje nam się, że rozwiązanie sprawy jest już blisko, to, cóż, właśnie tylko się tak wydaje.
Muszę przyznać, że na początku nie mogłam wciągnąć się w tę historię ze względu na nieco dziwny, na pewno niecodzienny sposób prowadzenia fabuły. Na początku wydawał mi się on bardzo chaotyczny, krótkie rozdziały i szybko zmieniające się scenerie, jednak wystarczy się nieco mocniej „wgryźć” w tę historię, żeby zrozumieć celowość tego zabiegu (i jednocześnie go docenić). Autor pozostawia wiele niedopowiedzeń, naprowadza na jakąś sytuacje i zmusza czytelnika, aby uzupełnił sobie brakujące elementy. I właśnie, kiedy zaczynamy czytanie wydaje się to może nieco dziwne, ale z każdą kolejną stroną coraz bardziej docenia się ten sposób prowadzenia historii, a na samym końcu, kiedy czytelnik przewraca już ostatnią stronę książki, dociera do niego, jak dobrą powieść właśnie skończył.
„Wędrowiec” to ciekawie skonstruowany thriller, którym rządzą prawa małego, górskiego miasteczka posiadającego swoje mroczne tajemnice. Słowo „wędrowiec” brzmi nad wyraz zwyczaje, ale gwarantuję Wam, że po przeczytaniu tej książki już nie spojrzycie na nie całkowicie normalnie. Tak naprawdę im więcej czasu mija od skończenia tej książki, coraz bardziej zaczynam dostrzegać jak dobry kawał thrillera to był. To na pewno jedna z najmniej oczywistych i naprawdę ciekawie napisanych historii, jaki dane było mi przeczytać. „Wędrowiec” na pewno na długo zostanie w mojej głowie.
Książka przeczytana w ramach współpracy z Wydawnictwem W.A.B.
Recenzja dostępna także na portalu Poinformowani.pl
Komentarze
Prześlij komentarz