Nie da się ukryć, że debiutancka powieść Hani Czaban to jedna z lepiej promowanych książek na początku roku. Zrobiło się o niej naprawdę głośno na portalu Instagram, sama więc dałam się skusić zapewnieniom o niesamowitej przygodzie, jaka czeka mnie, zatracając się w historii i sięgnęłam po „Cały ten czas”.
Jest 2106 rok, świat stanął w miejscu, a jedyne co jest pewne, to powtarzająca się burza. Mar znajduje kopertę, na której widzi swoje nazwisko, nie rozumie jednak pozostałych znajdujących się na niej informacji. Szybko dochodzi do wniosku, że widniejące na kopercie imiona, to imiona jej rodziców i pod wpływem chwili, postanawia wyruszyć do opuszczonego miasta z nadzieją, że ich odszuka. Na swojej drodze spotyka Artela, chłopaka zafascynowanego fizyką, który postanawia towarzyszyć jej w niebezpiecznej wyprawie. Tą dwójkę jednak łączy coś więcej, niż wspólna przygoda.
„Cały ten czas” to młodzieżowe fantasy, które właśnie do młodzieży bym kierowała. Co prawda starszy czytelnik także może się przy niej dobrze bawić, ale na dobrej zabawie się skończy. Sam pomysł na fabułę nawet mi się spodobał, akcja jednak nie pędzi, a płynie w swoim, raczej wolnym, tempie. Jeżeli chodzi o bohaterów, to zdecydowanie bardziej polubiłam Artela, chociaż zarówno jego postać, jak i postać Mar, zachowywały się dość podobnie i spotykały ich niemalże identyczne sytuacje. W pewnym momencie czekałam na jakąś sytuację, która zmusiłaby bohaterów do działania, jednak albo szybko zagrożenie mijało, albo ktoś rozwiązywał za nich problem. Nie znalazło się w tej historii miejsce na wstrzymujące oddech sytuacje, które przekreślałyby ułożony plan działania bohaterów.
Tuż po skończeniu lektury, nie byłam do końca pewna, jak ocenić tę książkę. Historia pozostawiła mnie z wieloma pytaniami i mały dyskomfort po lekturze towarzyszy mi do teraz. Mimo że sam świat przedstawiony w tej książce wykreowany jest dość dobrze, to zabrakło mi opisów przedstawiających jego funkcjonowanie. Dla mnie było ich zdecydowanie za mało, nie mogłam całkowicie poznać prawa jakie nim rządzi i nieco trudno było mi się w nim odnaleźć.
Zazwyczaj, czytając książkę nie zastanawiam się nad wiekiem jej autorki czy autora. W przypadku „Cały ten czas” pierwsze na co natrafiamy w opisie z tyłu książki, to informacja, że jest ona napisana przez nastolatkę. Siłą rzeczy, poznając historię ta informacja siedzi gdzieś z tyłu głowy i jest jakimś odnośnikiem. Przyznać muszę, że mimo nastoletniego wieku autorki historia napisana jest naprawdę przyjemnym, a zarazem lekkim stylem i strony właściwie same się przewracają. Uważam to za duży plus, gdybym czytała książkę bez tej informacji, na pewno sama bym się nie zorientowała, że napisana została przez tak młodą dziewczynę.
Mimo że wygląd książki nijak ma się do samej jej treści i nie powinien wpływać na odbiór historii, jako „okładkowa sroka” nie mogłabym nie wspomnieć o tym, jak „Cały ten czas” jest pięknie wydany. Sama okładka przyciąga wzrok, jednak barwione strony i pięknie graficznie przygotowane przez Magdalenę Zawadzką strony tytułowe sprawiają, że całość prezentuję się naprawdę świetnie. Śmiało mogę powiedzieć, że to najpiękniej wydana książka, jaka znajduje się na moich regałach.
Mimo małych zgrzytów, uważam że „Cały ten czas” to naprawdę dobry debiut tak młodej autorki. Z biegiem lat, nabierając życiowego doświadczenia, Hania Czaban na pewno pisarsko się rozwinie i myślę, że jeszcze nie raz usłyszymy o tej autorce.
Książka przeczytana w ramach współpracy z Wydawnictwem We need YA
Recenzja dostępna także na portalu Poinformowani.pl
Komentarze
Prześlij komentarz