Do „Żołnierskiego serca” podeszłam z wielkim entuzjazmem, mimo że wcześniej nie znałam autora, to opis książki brzmiał na tyle interesująco, że oczekiwałam naprawdę przyjemnej lektury. I dostałam to, czego chciałam.
Piotr powraca ranny z misji w Afganistanie, a oprócz z zespołem stresu pourazowego, musi zmagać się także z medialną burzą, która rozpętała się, kiedy oskarżono go o spowodowanie śmierci kolegów żołnierzy. Nie znajdując nigdzie spokoju, postanawia poszukać go w małym miasteczku. Bezpieczną przystanią okazuje się stary dom po dziadku, jednak Piotr będzie musiał mierzyć się nie tylko ze swoimi demonami, ale także problemami trójki rodzeństwa, które znalazło schronienie w starym domu.
Książka utrzymana jest w dwóch liniach czasowych, przeszłości i teraźniejszości. Poznajemy zarówno losy Piotra, jak i trójki rodzeństwa. Autor stopniowo dawkuje czytelnikowi informacje o przeszłości bohaterach, dzięki czemu buduje swoiste napięcie. Większości rzeczy można się domyślić, nie przeszkadza to jednak w odbiorze. Na uznanie na pewno zasługuje kreacja bohaterów, każdy z nich posiadał własne, unikalne cechy, które wspólnie tworzyły obraz niezwykle realistyczny. Sama fabuła jest równie dopracowana, z powodzeniem można wczuć się w emocje, które towarzyszyły bohaterom podczas wszystkich opisywanych wydarzeń.
Tę historię odkrywa się powoli i jest to dość bolesna droga. Nie zrozumcie mnie jednak źle, to nie tego typu książka, z którą trzeba się nieźle namęczyć, żeby ją skończyć, absolutnie! Chodzi jednak o to, że kiedy przewróciłam ostatnią stronę „Żołnierskiego serca”, zdałam sobie sprawę jak mimo wszystko smutna i przepełniona ludzkim cierpieniem była ta książka. Takiego bólu w książkach czasami się poszukuje, ale nie w akcie masochizmu, a żeby przypomnieć sobie o ludzkiej brutalności, podłości, o niesprawiedliwości świata i o nieporadności człowieka. Kiedy jednak przetrawi się cały ten ból, który towarzyszy wydarzeniom w książce, można dostrzec dużo wartości, które z niej płyną.
Nie da się ukryć, że główny bohater Piotr Walczak, był niezłomnym człowiekiem. I wbrew pozorom nie wykształtowała go tak misja w Afganistanie czy wcześniej w Iraku, a sama droga, jaką pokonał by w ogóle zyskać poważanie w jednostce. Przyznam szczerze, że niekiedy z rosnącym niepokojem czytałam o jego przygodach - chociaż nie wiem czy w obliczu tego, czego doznawał, „przygoda” jest dobrym określeniem - w wojsku, o tym jak długą, bolesną ale i pouczającą drogę musiał przejść, aby stać się dokładnie takim człowiekiem, jakim dał się poznać, kiedy wylądował w Sielcu.
Niełatwo w życiu miało także rodzeństwo, które mieszkało w starym domu po dziadku Piotra. Emilia walczyła o to, aby zabrać rodzeństwo z domu dziecka i zapewnić im godne życie, bez krzyków, bicia i alkoholu, czego doświadczali w swoim rodzinnym domu. Kobieta robi wszystko, żeby jej rodzeństwo nie chodziło głodne i miało się w co ubrać, ale jest osamotniona w swoich staraniach. Natalia zachowuje się jak zbuntowana nastolatka, mając o wszystko pretensje do starszej siostry, a Jaś potrzebuje trochę więcej uwagi, nie rozwijając się prawidłowo. Cała trójka nosi w sobie ogromne pokładu bólu i niesprawiedliwości, jaka spotkała ich w życiu. Emilia najpierw straciła swojego ukochanego ojca w wypadku, a potem musiała znosić pijanego, uciekającego się do przemocy ojczyma. Natalia i Jaś przeszli zdecydowanie zbyt dużo, jak na ich krótkie życie, ale nie odebrało im to całkowicie radości życia.
Mimo przykrych wydarzeń, które odcisnęły piętno zarówno na rodzeństwie, jak i na Piotrze, wszyscy starają się udźwignąć trudy codzienności. Ta historia pokazuje, że mimo wszystko człowiek jest niezwykle wytrwałym stworzeniem i zniesie naprawdę wiele złego. To tego typu książka, która może wnieść nieco nadziei do serca czytelnika, pokazując że nawet kiedy sytuacja życiowa przybiera całkiem beznadziejny ton, jesteśmy w stanie odmienić los.
Akcja w tej książce płynie dość spokojnie. Oczywiście, zdarzają się różne, niespodziewane sytuacje, które wprowadzają trochę tempa i zamieszania, ale całość specjalnie się nie spieszy. Może dlatego tak dobitnie odczuwa się wszystkie emocje, które wręcz biją z tej historii. A jakby samego cierpienia było mało, końcówka książki może wręcz wycisnąć łzy z wrażliwszych czytelników.
Nie chciałabym jednak stworzyć „Żołnierskiemu sercu” przytłaczającego obrazu, bo ta historia absolutnie taka nie była. W codziennych sytuacjach, w jakich postawieni zostali bohaterzy, pojawia się dużo radości i uśmiechu, szczególnie obserwując relację Emilii i Piotra. Co prawda zabrakło mi trochę rozwinięcia tego wątku. Wiemy, że coś się dzieje między tą dwójką, jednak ich droga do uczucia została trochę pominięta, myślę że spokojnie można było poświęcić ich relacji trochę więcej czasu. To właściwie jedyny zarzut, który mogę postawić tej książce.
„Żołnierskie serce” to niezwykle wiarygodna, smutna i piękna zarazem opowieść, która ma szanse skraść niejedno czytelnicze serce. Ja jestem niesamowicie zadowolona z lektury, którą chciałam przeżywać i nie chciałam, aby się kończyła. Mam nadzieję, że sięgnięcie po tę książkę i będziecie mieć podobne odczucia.
Książka przeczytana w ramach współpracy z Wydawnictwem W.A.B.
Recenzja dostępna także na portalu Poinformowani.pl
Komentarze
Prześlij komentarz