Muszę przyznać, że uwielbiam oglądać lub czytać o przeróżnych spekulacjach o tym, co mogło się stać, że doszło do jakiejś katastrofy. Zdarza mi się oglądać Katastrofy w przestworzach, więc jak tylko zobaczyłam książkę Na tropie niewyjaśnionych katastrof lotniczych uznałam, że to idealna pozycja dla mnie.
Bardzo szybko jednak zostałam sprowadzona na ziemię i mój entuzjazm trochę opadł, bowiem nie takiej historii oczekiwałam. Główny mój zarzut to sposób ułożenia książki, mianowicie autorka skakała po różnych katastrofach, odnosząc się ciągle do jakiejś innej. Oczekiwałam, że jedna katastrofa zostanie opisana od początku do końca, wraz ze wszystkim, co na jej temat wiadomo. A tutaj niestety wyglądało to trochę tak, jakby autorka spisała różne fragmenty, wrzuciła do worka, wymieszała, a potem spisała przypadkowo wyciągnięte fakty, tworząc książkę.
Przez to, bardzo trudno było przebrnąć przez tę książkę. Mnóstwo nazw i nazwisk, które tylko się mieszały i w pewnym momencie już sama nie wiedziałam, o jakiej katastrofie czytam. Według mnie, autorka zmarnowała cały potencjał tej historii - mógł z tego wyjść całkiem dobry reportaż, a otrzymujemy książkę, której czytanie w pewnym momencie robi się już naprawdę trudne.
Na plus tej książce trzeba jednak zapisać to, że autorka nie próbowała przekonywać do swoich wizji przyczyn katastrofy. Przedstawia różne teorie, mniej lub bardziej wiarygodne, ale nigdy nie próbowała przekonać czytelnika, że to jej wizja jest prawidłowa i ostateczna.
Trudno mi polecić albo całkowicie odradzić tę książkę. Być może ktoś, kto bardzo interesuje się tego typu rzeczami, odnajdzie w niej ciekawą lekturę. Mnie niestety mocno zniechęciło to pomieszanie wszystkich katastrof i myślę, że dla kogoś, kto nie interesuje się zbytnio tematem, to może okazać się równie dużym problemem. Nie pozostaje nic innego, jak sprawdzić samemu.
Komentarze
Prześlij komentarz