Ile razu już rozwodziłam się nad tą książką, nie zliczę. Była już ona też w podsumowaniach, ale ostatecznie nie pojawiła się o niej dłuższa recenzja, dlatego szybko nadrabiam zaległości. Drugi tom z Igorem Brudnym czytałam z zapartym tchem i - co wydawało się wcześniej mało prawdopodobne - podobał mi się jeszcze bardziej, niż pierwszy.
Duchy z przeszłości nie dają o sobie zapomnieć. Sprawa sióstr zakonnych teoretycznie została zakończona, ale Igor czuł, że chodzący za nim mrok nie powiedział jeszcze ostatniego zdania. Kiedy w lesie zostaje znalezione rozczłonkowane ciało zakonnicy, Brudny wie, że to musi mieć jakiś związek z jego przeszłością. Kiedy jednak później znaleziono ludzką, odgryzioną - najprawdopodobniej przez człowieka - rękę, sprawa robi się zdecydowanie zbyt mroczna.
Właściwie słowo "mroczny" idealnie opisuje całą tę historię. Już od pierwszych stron dzieje się dużo, co sprawia, że trudno oderwać się od lektury. Niezawodny duet - Zawadzka i Brudny po raz kolejny dostarczają czytelnikowi mocnych emocji. Osobiście bardzo lubię tę dwójkę, ale tak naprawdę każdy pojawiający się bohater jest świetnie wykreowany. Teoretycznie można domyślać się zakończenia, ale dla mnie było ono naprawdę przerażające i te ostatnie, decydujące strony czytałam z zapartym tchem!
Cóż będę więcej mówić, po prostu zapoznajcie się z tą serią. Warto, szczególnie, że jest to kryminał polskiego autora. Niedługo zabieram się za trzecią część tej serii, także możecie spodziewać się również postu z opinią i swego rodzaju zamknięciem trylogii.
Komentarze
Prześlij komentarz