Z pewną nostalgią patrze na pierwsze tomy cyklu o Joannie Chyłce. Fajnie było poznawać historię dwójki prawników, którzy wojowali na salach sądowych. Czasem aż trudno uwierzyć, ze aż tyle tomów tej serii zostało wydanych. Ale tak jak już kiedyś wspominałam, z Chyłką jest tak, ze teoretycznie już za dużo, ale w praktyce człowiek chce więcej i czeka na kolejne tomy.
Chyłka po okresie rekonwalescencji wraca z pełną mocą na ławy sądowe. Przyjmuje sprawę, która w oczach niemalże wszystkich jest sprawą beznadziejną, ale Joanna widzi w niej swoją szansę. Dopóki nie zaczynają się dziać dziwne rzeczy, a Artur Żelazny prosi dójkę prawników, żeby jak najszybciej porzucili swoją klientkę. Nie zdają sobie sprawy, że to dopiero początek kłopotów i nad kancelarią Żelazny&McVay zawisną czarne chmury.
Dla mnie spotkania z Chyłką i Zordonem zawsze są świetne. Były części, które podobały mi się bardziej, niektóre trochę mniej, ale zawsze po lekturze jestem zadowolona i ciągle mi mało. To zdecydowanie jedna z moich ulubionych serii, która i bawi i wkurza i czasem mam nawet ochotę wyrzucić książkę przez okno. Jeżeli chodzi o Precedens, to była jedna z bardziej szokujących i łamiących serduszko części. W końcu, kończy się tutaj pewien etap, co było nieuniknione przy takiej ilości tomów, jednak nadal jest to przykra sytuacja. Poza tym, mamy tutaj bardzo ciekawy pomysł na samą zbrodnie i zabójcę, a zakończenie po raz kolejny sprawia, że ma się ochotę od razu czytać kolejną część.
Cóż tu dużo mówić, Chyłka to marka sama w sobie. Język, który tak wielu przeszkadza, jest jej wizytówką, a mi osobiście bardzo się on podoba. I może nie najdziecie tutaj nic odkrywczego, ale to książka po którą się sięga i można się dobrze bawić.
Komentarze
Prześlij komentarz